Spotkanie z autorami (Dorotą Angutek, Arturem Kinalem, Jerzym Leszkowicz-Baczyńskim, Magdaleną Pokrzyńską i Agnieszką Urbaniak) odbyło się w Sali Witrażowej zielonogórskiego Muzeum. – Miejsce to nie jest przypadkowe – przypomniał dyrektor MZL Leszek Kania. – Znajduje się w nim wiele obiektów odnoszących się do motywów winiarskich funkcjonujących przez wieki w przestrzeni sakralnej i kulturalnej człowieka. Tu prezentowana była, powstała 1959 roku pierwsza polska ekspozycja winiarska, w kolejnych latach zamontowany został wielki witraż Marii Powalisz-Bardońskiej “Winobranie”, mający swoje inspiracje w bordiurze Drzwi Gnieźnieńskich. Ich kopia została umieszczona została tuż obok. Obecnie natomiast prezentowane są akwarele Jerzego Fedry odnoszące się do anegdot i tradycji winiarskiej miasta.
Rozmowę z autorami publikacji moderowała prof. dr hab. Małgorzata Mikołajczak. Jako pierwsze padły pytania o inspiracje, o koncepcję ułożenia i przede wszystkim o to, na czy polega nowatorstwo tej książki. Jak się okazało motywem wiodącym było badanie zjawisk społecznych i kulturowych pod kątem myślowego i działaniowego zaangażowania uczestników w zjawisku jakim jest winobranie. Innym ciekawym aspektem, który poruszono w trakcie dyskusji okazało się wzrastanie kultu św. Urbana i jego zaskakującego przemieszaniu z symboliką bachiczną. W drugiej części spotkania o głos upomniała się publiczność.
Jednym z ciekawszych było pytanie o to, co stało się zaczynem rewitalizacji upraw winorośli po upadku Lubuskiej Wytwórni Win. Tu w dyskusję włączył się z widowni Przemysław Karwowski, człowiek wiedzący niemal wszystko o historii winiarstwa na tym terenie. Według niego złożyło się na to kilka nachodzących na siebie zjawisk: zaangażowanie byłej prezydent miasta – Bożenny Ronowicz, seria artykułów red. Eugeniusza Kurzawy o potrzebie zakładania winnic, a nawet plotka mówiąca o wykupie ceglanego wzgórza przez Niemców. Z kolei Jerzy Leszkowicz-Baczyński zaakcentował rolę zmiany ustrojowej, jaka dokonała się w 1989 roku w Polsce. Na zakończenie okazało się, że autorzy nie ustrzegli się kilku omyłek, które wyłuskał w tym gęstym tekście oczywiście… Przemysław Karwowski.